Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Wspomnienie z pośród turni tatrzańskich.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dźwiedzia. Uwikłany mysio zwykle potem ginie z upływu krwi, czasem urywa sobie nogę, szarpiąc się straszliwie ze zdradnem narzędziem, ale też i człowiek niekiedy kaleką z takiej zasadzki wychodzi. Jeden z górali nieszczęśliwie trafiwszy na oklepiec, złapał się w niego, ale z toporkiem, i to go od złamania nogi ocaliło. Nie chwytałby się mysio w te paście, gdyby nie smakował w dobrej drodze. W wędrówkach swoich po lasach i górach, zawsze on stąpa po utartych szlakach i tylko zbacza dla spoczynku na bezdroże.
W znacznych odstępach spotkaliśmy trzy na naszej drodze oklepce, im wyżej, tem coraz cięższe. W każdym razie jestto podłe i barbarzyńskie śmierci narzędzie, które zwierzęciu straszne i długie męki zadaje, nim go zabije, dlatego przez ludzi cywilizowanych nie powinno być używanem.
Po wyjściu nad las, spostrzegliśmy śniadające gromadki ludzi obojga płci pod zaimprowizowanemi budkami. Liczne kopy siana porozstawiane przy drodze czekały na nich, aby je znieśli na noszach z czterech żerdek złożonych do miejsca, zkąd już na wozie zabrać je można. W pierwszej chwili byliśmy zdziwieni, widząc górali pracujących w święto (15go sierpnia) Matki Boskiej Zielnej, dopiero przypomnienie, że to są ewangielicy, kwestyę tę nam wyjaśniło. Osobliwsza to rzecz spotkać lud słowiański, wyznania protestanckiego, co na Liptowie jest regułą.
Spory kawał drogi jeszcze postępowaliśmy między kosodrzewiną po trawiastem zboczu na Gronik do źródła. Naprzeciw od wschodu wznosi się Kopa Krywańska, parowem oddzielona od grzbietu, po którym szliśmy w górę. Trochę więcej, jak dwie godziny minęły nam od wyjścia z koleby, a ztąd od źródła rachują jeszcze drngie dwie godziny do wierzchu Krywania.
U źródła odpoczynek i śniadanie zajęły nam przeszło godzinę czasu. Wzniesienie znaczne (5201 stóp) niezasłonione niczem, pozwalało już nam używać wrażeń, jakich się doznaje na widok dalekiej przestrzeni ziemi. Tu noc przepędzić przy ogniu, pewnieby było wygodniej, a nadewszystko romantyczniej, niż w szałasisku ponurem. A że księżyc przyświecał, wyobrażam sobie, jakby nam tu fantastycznie czas przeszedł. Kosówka wprawdzie trochę rośnie niżej, lecz wody nie brakowało, tylko niepodobna było jednego dnia stanąć tu ze Zakopanego.
Nimeśmy tu doszli, natrafiliśmy wielokrotnie na nory świ-