Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

po złomach, różnéj wielkości i to bezprzestannie na dół, ciężar ciała koncentrując się w kolanach, uczuć nam dawał strudzenie. O godzinie 6 stanęliśmy nad potokiem Jaworowym, biorąc rozbrat z Lodowym, o godzinie 7 nad potokiem Czarnego stawu, któryśmy z wierzchu Lodowego oglądali. W trzy kwadranse doszliśmy do mostku nad potokiem z Koperszadów uchodzącym, gdzie już nas zmrok przysiadł. Kamienie, którychśmy idąc tędy rano nie uważali, teraz dotkliwie uczuwali; wydawało się nam, że końca téj doliny Jaworowéj nie będzie, lecz każde złe jak i dobre na świecie przemija, toć wreszcie i my przy zupełnéj ciemności po godzinie 8 dobiliśmy się upragnionéj Gałéjdówki. Odziawszy się ciepłem okryciem, jakże błogo było położyć się na trawniku wkoło ogniska po osiągnięciu celu! Wycieczka się udała, mogliśmy sobie to powiedzieć, bo chociaż daleko jeszcze ztamtąd było do chaty w Zakopanem, ale żadnéj przeszkody w drodze do powrotu.
Nie ma się poco rozwodzić nad opisem końca wyprawy naszéj, boszła jak iść była powinna: bez żadnego przypadku. Na noc pragnęliśmy spoczynku swobodnego od wszelkich owadów, wskazał nam więc Gałejda strych nad szałasem założony sianem, gdzie nikt z pasterzy nie sypiał, tam tedy smacznie noc spędziliśmy, rano wśród ślicznéj pogody wyruszyliśmy z Gałejdówki koło godz. 8 w Jaworzynie Spiskiéj napiliśmy się kawy, zkąd dalszą lecz lepszą drogą pojechaliśmy przez Podspady (godz. 9¼) do Jurgowa, ciesząc się pięknym widokiem na Tatry, które się tam coraz więcéj wychylają z za Murania i Hawrania, Jaworowy potok ciągle nam zdala szumiał, potem złączony z Białką płynie wspólnie. O godz. 10½ minęliśmy Jur-