Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zach granitowych miejscami bujną roślinnością porosłych aż do równinki, którą nazwę piętrem. Tu jest stawek Jaworowy. Górale wskazali nam dwie kozice w turniach, na które mieliśmy się teraz wdzierać. Miłe te zwierzęta to stawały, to umykały, aż i z oczów gdzieś nam między skałami znikły.
Z piętra owego jeszcze jest najmiéj 2000 stóp do wierzchu Lodowego. Szymek wskazał nam źleb śniegami ubielony, który najkrócéj chociaż nienajlepiéj zaprowadzi na szczyt, lecz on nas powiódł na turnie od południa źlebu sterczące, drogą wedle jego zdania łatwiejszą chociaż dalszą. Tymczasem z doliny od Jaworzyny Spiskiéj zawitała mgła i ta nas w swoje ramiona objęła tak, iż nic naokoło widać nie było. O godzinie wpół do 11 poczęło grzmieć, lunął deszcz, a myśmy wtedy zdawszy się na łaskę Opatrzności usadowili się na skale i bez żadnéj ochrony, wystawieni na wszelkie wpływy rozgniewanych żywiołów, czekać musieli lepszéj doli. Najwięcéj obawialiśmy się piorunów; uderzały ciągle w jakieś turnie okoliczne, odbicie roznosiło huk straszliwy, słychać było łoskot spadających kamieni, to znów jakiś szmer, silniejszy od szumu deszczu, była to zapowiedź gradu, który zaraz i nas tłukł po grzbietach. Chociażeśmy się pookrywali, czém kto miał, lecz nie na wiele się to przydało, moknęliśmy i ziębli nieznośnie. Skoro nawałnica trochę przycichła, krzepiliśmy się wódką i winem, poczem znowu deszcz się wzmagał, błyskawice coraz nas bliżéj okalały, ale Bóg strzegł, żadna nas nie nawidziła. Zachowywaliśmy wszelkie przepisy ostrożności, aby prądu elektrycznego nie przynęcać; toporki leżały zdala od nas na skale, cygar sami ani góralom fajek nie daliśmy palić.