Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

płynął, zagadka mi się wyjaśniła, że to spławiacz drzewa z Tatr. Na tratwie zbitéj z belek w trójkąt stojąc z żerdką góral, tęgo się musi i zręcznie obracać, aby na dzikim, zuchwale od brzegu do brzegu przewalającym się potoku utrzymać równowagę i zapobiedz jéj rozbiciu się o lada kamień. Biała, co płynie z pod Krywania, jest dużym potokiem przy zwykłym stanie wód, że się po nim tratwy da spławiać, a czém bywa przy wezbraniu, świadczą brzegi jego i gdyby nie tamy, toby Hradek nie sprostał sile chałaśnego strumienia. Na noc postanowiliśmy dociągnąć do jakiéj pasterskiéj zagrody słowackiéj u stóp Tatr, którą tu zwią majerzem, a naczelnego pasterza nie bacą, ale majerem. O 3 godzinie rozpoczął się nasz pochód wśród wielkiego skwaru słonecznego; najprzód minęliśmy wioskę Swaty Peter. Na prawo niedaleko widać było ładną wieś Dowałów. Następnie przeszliśmy przez Wawrisów ku Przybylinie. Wioski liptowskie inne wcale mają wejrzenie od osad na północnych stokach Tatr. Przez środek wsi wiedzie główna ulica utworzona przez zagrody z wszelkiemi doń uczepionemi budynkami gospodarskiemi; po większéj części zbudowane z kamienia a kryte słomą. Spichlerze stoją na przodzie od ulicy z maleńkiemi otworami niby oknami. Właśnie był zbiór siana; mężczyźni zwozili je wołami, a kobiety wszędzie mięły konopie, z których woń nieprzyjemna rozlegała się po całéj wsi. Wół tu jest zwierzęciem zaprzężném zamiast konia, których na Liptowie bardzo mało chowają, dlatego podróżny, jeżeli mu się zachce podwody, rogatemi rumakami zaspokoić się musi. Niepospolitéj jednak długości rogi zdobią czoła siwych wołów liptow-