Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a opodal bieleje suche stare łożysko złomami granitowemi zasłane. Dwa świerki wysokie zupełnie, jak je natura przystroiła, ucięte i położone w poprzek posłużyły nam za kładkę nad tym potokiem, lecz Białki tak się już nam nie udało przebyć. O kawałek drogi zaraz spotkaliśmy się z nią ale szeroko się tu rozwala i kilka tylko z niéj sterczy kamieni, reszta tonie w wodzie, więc nie było inszéj rady, jak iść w bród. Pozdejmowaliśmy buty, i zakasani wysoko podpierając się laskami szliśmy za przykładem Wali, lecz woda tak była zimna, że nam sprawiała ból jakby obkłady lodowe. Wyskakiwaliśmy z wody na wierzchołek głazów, aby choć przez chwilę odgrzewać skrzepłe od zimna nogi. Pospieszyć się nie dało, gdyż koryto rzeki zasute okrąglakami obślizłemi z trudnością pozwalało się utrzymywać w równowadze, przecież z pomocą kija, chociaż nagły pęd wody jeszcze nową stawiał przeszkodę, minęliśmy wszyscy bez wypadku Białkę (o godz. 12¼). Usiadłszy na brzegu uczuliśmy dobrodziejstwo odbytéj kąpieli, bo tak się nam siły w nogach odświeżyły, jakbyśmy dopiero z chaty w Zakopaném wyszli. Trzy mile dzieliły nas już od owéj wsi. Odtąd kierunek naszéj drogi zbaczał nieco ku wschodowi; na południe wprost wiodła dolina Białki po pod turnie Mięguszowskie nad Morskie Oko, my szliśmy w dolinę Białéj Wody pod Wysoką. Wkrótce natrafiliśmy na miejsce połączenia się tych dwóch silnych potoków i zdziwiło mnie, że mi o tem dotąd nikt nie wspominał, bo różni się od wielu innych ujść górskich strumieni. Białka płynąc wyżéj spada nagle w bok po kilku wielkich progach, jakby umyślnie wyciosanych w skale i łączy się z Białą wodą,