Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wołoszyna (6,894’), co się w całéj okazałości wychyla z doliny. Obślizgła skała kazała nam się strzedz wychodzenia na jéj brzeg, przez to otchłań pod nami wydała się nam straszniejszą niż była w istocie, skoro bokiem jéj ludzie chodzić mogą. Wodospad przedstawił nam się jak srebrna wstęga snująca się po skale. Tym razem tém piękniejszy niż zwykle, bo po deszczu wezbrany toczył w szalonym pędzie znaczniejszą ilość wody, która spadając w przepaść z wysokości 204 stóp, spieniona, parą otoczona, wypływa od dna spadu tworząc potok wśród dzikiéj doliny, płynący prawie ciągle po progach, a śnieżna barwa jego odznacza go od skał i zarośli. Po nad Siklawą widać od północy małą dolinkę Buczynową (5,468’), powyżéj Turnie Buczynowe, daléj Wołoszyn wspaniale piętrzący się po nad Roztoką, dołem lesisty, wyżéj strojny w kosodrzew a u góry nagiemi odartemi sterczący turniami. Najniższą przełączkę między nim a Buczynowemi Turniami tworzy mała równinka zwana Krzyżnem (6,846’), zkąd jest cudownie piękny widok na Tatry. Opowiadał nam Wala różne zdarzenia z polowali na kozice i niedźwiedzie we Wołoszynie, które sobie tę górę upodobały. Wołoszyn rozłożysty, rozgałęziony w różne strony, dołem dziko zarośnięty, gdzie się człowiekowi z trudem przedzierać przychodzi, więc téż zwierzętom łatwiéj się tu ukryć. Pewnego razu niedźwiedź mocno raniony we Wołoszynie zbiegł strzelcom, szli za śladem krwi a odnaleźć go na żaden sposób nie zdołali, bo się miał gdzie schronić bezpiecznie. Podróżni, zdążający Roztoką w górę do Pięciu Stawów