Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

od turni i spadłszy na tratwę przedziurawił i taką, późniéj górale na bezpieczne miejsce przywiedli.
W drodze do Morskiego Oka tu odpoczywający podróżni, mając przed sobą olbrzymi, urwisty grzbiet skalisty a nie przypuszczając, aby go można przebywać, zwykli pytać przewodników o dalszą drogę. Przezorni górale odpowiadają wymijająco, nie chcąc straszyć gości, bo zdarzało się, że na widok tego tu pasma turni opuszczała odwaga niektórych turystów do drapania się na wierzch grzbietu.
Bardzo mile zeszło nam kilka chwil po nad Stawem Czarnym; miejsce to usposabia poetycznie, bo oprócz pięknego widoku cisza i pustka robi na umysł wrażenie. Dla Władysława była tu jeszcze inna przyczyna zachwytu, bo po raz pierwszy w życiu oglądał jezioro tatrzańskie.
O godzinie 10 puściliśmy się daléj brzegiem wschodnim Czarnego Stawu, koło krzewów kosodrzewiny, przypatrując się po drodze wodom jeziora. Widać było zagłębianie się dna, bo im mniejsza przestrzeń wody dzieliła dno od powierzchni, barwa wody jaśniała, ukazując przez swoje przezrocze lada głaz, a przeciwnie na strasznych głębiach barwa wody aż do czarności ciemniała. Kamienie rzucane, uważając po bańkach powietrza wydobywającego się z wody, leciały długo, nim na spodzie osiadały. Po przybyciu do stóp turni po nad stawem przez toczący się potoczek od Zmarzłego czekała nas pierwsza trudniejsza przeprawa przy wydostaniu się po tak zwanych dwóch olbrzymich Piętrach, przez złomy granitu, po litéj skale w coraz dzikszém