Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kościeliskiego szedł na Bystrą, nieopodal Polany Smytni napadła nas burza. Przeczekawszy ulewny deszcz częścią w lesie między smrekami, częścią w szałasie smytniańskim, wróciliśmy do domu. Woda w potoku była nadzwyczaj zmącona, jak gdyby kto gliny do niéj namięszał. Cały bok Tomanowy koło przełęczy pokrywa glinka. Potok ztamtąd płynący naniósł tego kału. Ciekawy byłem, jaka będzie woda wypływająca z pod Pisanéj. Znaleźliśmy ją tak mętną, jak w głównym potoku, w źródle zaś czyli wywierzysku w starych Kościeliskach była zupełnie czysta. Baśnie, jakich nagadano Goszczyńskiemu, że pieczarę tę zwiedzano z pochodniami, że po długiéj, trudnéj i chłodnéj podziemnéj wędrówce dotarło nareszcie do ogromnéj sali, ozdobnéj kolumnami i sztukaterjami, z kamienia tak jasnego, że przy blasku pochodni sala świeciła niby djamentowa, że w środku sali leży małe jeziorko, właściwe źródło Dunajca, że tem podziemiem trzy dni i trzy noce iść potrzeba, aby dojść do źródła, że w końcu wychodzi się na szczyt jakiéjś góry, lub téż że tę salę wykuli górnicy dobywający niegdyś w tém miejscu srebra, że szperanie po téj pieczarze oburza ducha mającego tam swoje siedlisko, który w gniewie spuszcza na dolinę chmury i ulewę, otóż te baśnie skłoniły Goszczyńskiego do trzykrotnego zapuszczenia się w tę piecząrę, rozumie się, bezpożytecznie, a jednak wierzył, że śmielszy czy wytrwalszy lub szczęśliwszy od niego potrafi głębiéj zapuścić się i odkryć te dziwa, o których podanie zapewnia.