Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ściwszy się raz w górę tą szczeliną, w miejscu spadzistém znalazłem pod ścianą południową i wzdłuż niéj dosyć długi mostek, pokryty gałęźmi, mchem i darniami a uginający się pod nogami, jak gdyby się szło po sofie dobrze wysłanéj. To arcydzieło budownictwa alpejskiego zdziwiło mnie; przekonałem się atoli niebawem, że tędy owce wychodzą na pasze. Nie zazdrościłem im téj romantycznéj przechadzki cztery razy co dzień, nie po rzeczonym mostku, lecz po głazach zawalających dno szczeliny. Że z czasem z szczeliny téj powstanie przestrzeńsza i wygodniejsza dolinka, nie ulega wątpliwości, ale ileż to czasu na to będzie potrzeba!
Minąwszy potok płynący czasem z tego tatrzańskiego Krakowa, przechodzi się po mostku (3) na zachodni brzeg potoku Kościeliskiego, gdzie tuż nad potokiem z pomiędzy łomów wapieni luźne wydobywają się strugi. Nieco wyżéj droga wraca znowu na wschodni brzeg potoku (mostek 4), ku tak zwanéj Pisanéj. Jestto ściana wapienna, ściekającą wodą bezustannie roszona i dosyć miękka, ażeby nożykiem wyryć w niéj imię na pamiątkę bytności swojéj w tém miejscu, co téż wielu przybywających w te strony skwapliwie czyni w przeczuciu niezawodnego unieśmiertelnienia się tak łatwym sposobem. Szkoda tylko, że świeżo napływające warstwy zwiedzających powodowane tą samą żądzą szlachetną, nie znalazłszy już próżnego miejsca do zostawienia po sobie pamiątki, zeskrobują napisy pomnikowe poprzedników, ażeby po niedługim czasie ten sam los ich także spotkał pracę.
Z pod téj skały, z pieczary podobnéj do czeluści