Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rozbłoconéj ziemi, w szopach są wprawdzie podłogi, ale nie z tarcic, lecz z okrąglaków. Pościałki nie widziałem nigdzie; biedne krowiny stoją i leżą więc na onych niegodziwych klawiszach i w własnéj mierzwie, którą rano po wyjściu bydła na paszę wygarnują. Podój ranny odbywa się w zanieczyszczonéj stajni. Nic więc dziwnego, że bydło tak pielęgnowane nie może być doborowém, owszém jest nędzne, a ktoby sądził, że w tychto alpach naszych gospodarstwo nabiałowe na wysokim zostaje stopniu, mocnoby się mylił. Zaniedbane bydło nie wiele téż daje mléka, jakoż sam na własne przekonałem się oczy, że u jednego z najzamożniejszych gospodarzy Zakopanego na południe kilka podoić musiano krów, aby otrzymać kwartę mléka. Przedstawienia, że trzymanie mniejszéj liczby krów, ale lepszego gatunku, roślejszych i mléczniejszych, większe przynosiłoby korzyści, nie odnoszą żadnego skutku. Do przełamania tego lenistwa i zakorzenionych przesądów trzebaby usilnego działania i wpływu z góry. Tego nie ma, owszém tam, skądby ten wpływ najwłaściwiéj i najskuteczniéj powinien i mógł wyjść, raczéj obojętność na dobrobyt ludu spostrzedz się daje, niż jakakolwiek myśl podniesienia go. To wstrętne zjawisko z łatwością wytłomaczyć sobie można; własny byt dobry bez pracy czyni ludzi obojętnymi na powodzenie drugich.
Przybytek ludności na Podhalu, idąca za nim coraz większa trudność wyżywienia się, ubóstwo ziemi, często chybiające zbiorki, brak zarobkowania zachęcaćby powinny i lud i stojących między nim jakby na świeczniku do szukania nowych sposobów zarobku i ułatwia-