Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Naokoło Tatr.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i furmanom nagotowano gospodarski obiad, za który o połowę mniej zapłaciliśmy, niż w innych hotelach i karczmach, i w chłodnem, porządnem mieszkaniu przepędziliśmy porę największej spiekoty. Dlatego, że nasi górale dostali tu na obiad po tęgiej porcyi pieczeni baraniej, więc Ważec najmilszem im został wspomnieniem z całej podróży.
Biedną dziedzinę z nędznym kościółkiem oblewa Biały Wag. Drzew tu nie brak między domostwami. Krywań ztąd przedstawia się imponująco jako najwyższy i najciekawszy szczyt z całego łańcucha Tatr. Przy wyjeździe z Ważca ujrzeliśmy chmurki czepiające się niektórych wierzchołków gór, ale te nam widnokręgu nie popsuły, nim zdążyliśmy na grzbiet, tak zwany Leskowiec, który jest działem wód. Wzniesienie 916 mtr. (2898 stp. wied.) nie jest tak doniosłem, jakby się spodziewać należało na rozdziale odrębnych dorzeczy dwóch mórz, tylko widnokręgowi z tej wyżyny przyznać trzeba wspaniałość i rozległość na wszystkie strony. Od zachodu ziemia Liptowska aż po Rosenberg, na południe Niżnie Tatry, na wschód ziemia Spiska, a na północ Tatry w całej grozie z śnieżnemi dolinami, potarganym grzbietem i z ich podnóżami o ciemnych borach i zieleniejących majowo polanach i pastwiskach.
Po nad nami odbywała się walka na niebios przestrzeni. Od zachodu ciągnęły chmury deszczowe, które zlewały strumieniami dolinę Liptowską, przyczem grzmiało i huczało, i nawet padło trochę kropli deszczowych; cieszyliśmy się nadzieją odchłodzenia i skropienia kurzu na gościńcu. Na górnem jednak rozdrożu, inaczej się stało. Chmury się rozdzieliły, jedne poszły w Niżnie, drugie w Wysokie Tatry, a nad nami świeciło słońce dalej. Wierchy powoli tonęły w mgle, dolatywał nas z pośród gór odgłos gromów, wychylały się jedne wierzchołki, chowały drugie, czem się delektując przez Szczyrbę wjechaliśmy wąwozem koło Waljerowej Góry na dolinę Popradu. Stanęliśmy o trzy kwadranse na 5 godz. przed jakimś dworem wśród wspaniałych drzew.
Była to Łuczywna, siedziba znamienitej rodziny Szakmarych. W roku 1851 poznał tu Zejszner 87 letniego starca, dziedzica tych dóbr, który mu opowiadał, jak przed 50 laty posadził limby z dolin tatrzańskich zebrane koło dworu, i te już wtedy wyrosły na piękne drzewa i wydawały szyszki z orzeszkami. Potem posadził tenże sam Szakmary w parku całe aleje limbowe i te mu