Tatr Niżnich, które od Tatr właściwych wielka równina rozdziela, poprzerzynana licznemi potokami. Na horyzoncie północnym siniały wierchy jeden za drugim, te, co to od Czerwonych Wierchów począwszy okalają na zachodzie doliny: Kościeliską, Chochołowską, Kamienistą, Raczkową i t. d.
Krańcem zachodnim tej panoramy był Chocz, a wschodnim Krywań. Poza Hradkiem gościniec opuszcza brzeg Wagu a wstępuje w dolinę Hibicy, następnie na wyżynę bezleśną, wśród której leży wieś Wyhodna. Przykre ona na nas zrobiła wrażenie, przedewszystkiem z powodu zupełnego braku drzew i krzewów, tak, że nędzne domostwa stojąc na kupie bez ładu nastermane, ponad suchem łożyskiem strumyczka, miejscami tylko się słabo sączącego, nadają tej osadzie smutne wejrzenie. Już to jakakolwiek roślinność, choćby najlichszą chatkę ozdabia i przyjemne sprawia uczucie. Bydło jednak, które właśnie pędzono z pastwiska do domu na południe, tak było ładne, że trudnem wydawało się przypuszczenie, aby ono do mieszkańców tak nędznej osady należało.
Spiekota dojmowała nam i naszym koniom nielitościwie, szukaliśmy sposobnego miejsca na popas, a tu o to nie było łatwo. Słyszałem i czytałem interesujące opisy o Belańsku, zalecanem dla turystów, pragnących zwiedzić szczyt Krywania. Tam skierowałem naszą karawanę, lecz napróżno, bo karczmarka nic z żywności dla gości nie miała i dopiero do Ważca po nią posyłać chciała. Przekonałem się, że przy zmienionych dziś torach wycieczek tatrzańskich, Belańsko straciło swoje przeznaczenie. Z węgierskiej strony wszyscy teraz podróżni na Krywań podążają od jeziora Szczyrbskiego, a z polskiej nigdy nie mieli potrzeby schodzić tak daleko na równinę. Położenie Belańska, jest piękne. Wśród ożywionej drzewami okolicy, z wspaniałym na Tatry widokiem nad potokiem tej samej nazwy, wypływającym z Wielkiego Żlebu, a więc jakby z pod serca Krywania, stoi karczma i leśniczówka z zabudowaniami gospodarskiemi, przy gościńcu głównym z Liptowa na Spiż wiodącym. Tu zwykle nocowano przed wyjściem na Krywań, brano ztąd przewodnika, konie pod wierzch i prowiant na całą wycieczkę, ztąd pochodzi rozgłos Belańska w dawniejszych podróżach do Tatr.
Za pół godziny stanęliśmy we Ważcu przed zajazdem, który wyjątkowo nie znajdował się w żydowskich rękach. Tu nam
Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Naokoło Tatr.djvu/39
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.