Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Regularnie przed każdą rekrutacją wydawał formalną wojnę któremuś z mocarstw europejskich, a czasami nawet i azjatyckich. W jednym roku wszczynał spór z Francją, w drugim gotował się do zaboru Anglji, w trzecim najeżdżał Rosję, a w najgorszym razie wyprawiał się aż na Turków i tak strasznych w podaniach ludowych Tatarów.
— Bieda — mawiał z zafrasowaną miną do zgromadzonych na tygodniowej sesji wójtów — rekrutacja będzie strasznie surowa bo nasz cesarz pójdzie na Francuza, a z Francuzem to rzecz nie łatwa! Hohoho, nie jednego to trzeba będzie żołnierza.
I tak szło porządkiem co roku, z tą tylko różnicą, że innym razem pan mandatarjusz zamiast Francuzów gotował się zawojować Anglików, Prusaków, Rosjan a w najgorszym razie spieszył jakąś okropną wewnętrzną przytłumiać rewolucję. A dopieroż po takiej pogłosce tłoczyli się do pana sędziego ojcowie, matki, krewni i przyjaciele zapisanych na liście konskrypcyjnej parobków.
— Wielmożny sędzio, nie bierz mego syna, miej wzgląd na mego jedynaka, ratuj mi wnuka — zawodzili w niebogłosy.
Pan mandatarjusz miał dla wszystkich jedną tylko odpowiedź:
Gotujcie pieniądze na doktora i inne ekspensa.
Zachodziło teraz pytanie, ile potrzeba było na to wszystko. Pan mandatarjusz nie zdradzał z góry swych taks ułożonych, i aby zachować pewien pozór słuszności i sumienności, kazał sobie przyprowadzić każdego