Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

znał na palcach ustawy, a szczególniej te paragrafy, które żydom zabraniały mieszkać po wsiach, trzymać chrześcijańskie sługi itp. A zresztą za cóż dawał arędarzom swego dominikalnego policjanta, aby u chłopów zaległe exekwować lichwy?
Ryby na Boże narodzenie, wino, jaja, mięso, cukier i korzenie na Wielkanoc szły swoją drogą a pieniężne interesa osobno.
— Tamto drańcie — mawiał pan mandatarjusz — to powinność, na odwiecznym oparta obyczaju, to do mojej ordynarji należy; w innych interesach jakbyśmy się nie znali.
A nie chciał kto rozumieć się na rzeczy dobrowolnie, to pan mandatarjusz znalazł już środek, aby mu przypomnieć swoją moc i swoje znaczenie.
Ot w Horbaczach umarł pierwszy bogacz we wsi, co posiadał aż dwa grunta pańszczyźniane, a jedno sołtystwo. Wdowa i syn myśleli, że przy pogrzebie można obejść się bez pana sędziego, ale pan sędzia namotał sobie na wąsie pozostałe po nieboszczyku talary.
— Pogadamy z sobą — szepnął i przygryzł wargi, a to zawsze groziło nie małem niebezpieczeństwem.
I oto wszystko już gotowe do pogrzebu, z całej okolicy zbiegli się ludzie na sutą stypę, sześciu księży zaproszonych mają śpiewać parastasy, aż w tem jak wilk drapieżny zjawia się pan mandatarjusz a wszyscy potruchleli ze strachu.
Widać już z surowego marsa na czole i z przybranego towarzystwa wójta i policjanta, że z ważnem ja-