Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/385

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

starszego wiekiem i doświadczeniem małą radę?
— Słucham pana hrabiego.
— Zapłać mu za to hojnie i pozbądź go się jak najprędzej.
Juljusz zarumienił się z lekka.
Hrabia zauważał to, ale niezrażony ciągnął dalej:
— Wierzaj mi, ludzie tego rodzaju nie pojmują innej wdzięczności.
— Śmiałbym się w tym względzie sprzeciwić panu hrabiemu.
Hrabia uśmiechnął się pobłażliwie.
— Nie przekonasz mię starego — rzekł.
— A zresztą — dodał po chwili — dla niego samego byłoby lepiej być panem w własnym dworku niż konfidentem w cudzym pałacu.
Juljusz chciał coś odpowiedzieć.
— Mówmy o czem innem — przerwał hrabia i od niechcenia skinął ręką.
Rozmowa weszła na inny tor.
Hrabia zapytywał Juljusza o różne szczegóły gospodarstwa, a zachowywał wszędzie ton jakiejś uprzejmej, serdecznej ojcowskiej poufałości.
Odjeżdżając uściskał go z wylaniem i zapraszał usilnie do siebie.
Na ganku, na samem wsiadaniu ozwał się jeszcze jakb sobie coś nagle przypominając.
Ale, ale! Proszono mię abym ci robił wyrzuty, panie Juljuszu.
— Czy zawiniłem przeciw komu?