Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/376

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

scenę. Nie zdawało się więc podlegać żadnej wątpliwości, że nieznajoma tylko w pewnych naprzód umuwionych porach zjeżdżała przebrana do dworu, a przepędziwszy kilka dni w tajemniczem ukryciu z swym zagadkowym towarzyszem, wracała następnie pod opieką Kośtia na swe dawne mieszkanie.
Lecz gdzież było to mieczkanie?
Nieznajoma zdawała się tak młodą, a czyż już sama jedna stała na świecie, że pod opieką prostego kozaka nie wahała się przebywać do zaklętego dworu i przemieszkiwać tu po kilka dni, a może nawet po kilka tygodni. Gdzież podówczas przebywali jej rodzice, jej krewni lub opiekunowie?
Na wszystkie takie i tympodobne zagadnienia, niepodobna była wszelka odpowiedź, co naturalnym try bem rzeczy musiało tylko tem wyżej podniecać zajęcie Juljusza.
A nie tylko on, ale i Katilina silił się wszelkiemi sposobami dotrzeć do głębiej dziwnej tajemnicy.
Piękna nieznajoma ocaliła życie naszemu zuchwałemu awanturnikowi, a jej jedno wejrzenie w owej okropnej chwili wbiło się mu silniej w pamięć, niż sama groza ówczesnego położenia.
Gdyby nawet można zajrzeć w głąb jego serca, okazałoby się niezawodnie, że od owej pamiętnej chwili jakaś nieznana poruszyła się w niem stróna i zadrgało jakieś uczucie, którego złośliwy szyderca nie znał wprzódy ani z imienia.
Wrażenie owego momentu spoczywało niezatarte w jego duszy, a ilekroć przypomniało się silniej, pod-