Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/375

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nieokreślona nadzieja, z której nie umiał zdać sprawy sam siebie, owładywała coraz silniej jego umysł.
Ni ztąd ni z owąd zrodziło się w nim jakieś tajemne przekonanie, iż różność osoby hrabianki a pięknej nieznajomej jakieś niedomniemywane nawet wróży mu szczęście.
Kiedy i w jaki sposób miało się ziścić to szczęście, z jakich wypływało wniosków i na jakiej spoczywać miało podstawie, o to nie śmiał zagadnąć samego siebie.
Bił się tylko nieustannie z myślami, jaki związek mógł zachodzić między nieznajomą, a tajemniczym maziarzem. Łączyłaż ich tylko wspólność planów i nadziei, czy jakie inne zachodziły stosunki?
Nieznajoma z samej swej powierzchowności wydawała mu się osobą niepospolitego urodzenia Wyższe wychowanie przebijało się w każdym jej ruchu, szlachetność duszy zwierciedliła się w oczach, i tej pięknej twarzy, której każdy rys tchnął jakąś słodyczą niewysłowioną.
Ile mógł pokombinować z dotychczasowych swych odkryć, nieznajoma nieprzesiadywała stale w zaklętym dworze. Pojawiała się jednocześnie z przybyciem maziarza, a oddalała z jego odjazdem.
Ołańczuk widział młodą dziewczynę, oczekującą przed bramą tajemniczego gościa zaklętego dworu, a on sam spotkał ją z Kośtiem Bulijem w wieśniaczem przebraniu w tensam dzień, kiedy maziarz wyjechawszy z Żwirowa, tak w nieprzyjemnej drodze doznał przygody i tak gwałtowną z mandatarjuszem wyprawił