Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bajecie jak we śnie kumie Iwanie. Dowiodłem wam tyle razy, że my panów, a nie oni nas mają w kieszeni, i kwita. A zresztą o tem potem....
I nie troszcząc się o dalsze wątpliwości Iwana Chudoby, wrócił się nagle do szlachcica chodsczkowego.
— Mówicie tedy panie Dominiku — rzekł z naciekiem — że zaścianek zawalicki nasz?....
— Z kretesem!
— A wy Pańku Sołowiju — rzekł do siwowłosowego towarzysza Iwana Chudoby, przysiężnego z Kniłowa — wagza gromada zaczyna coś miarkować....
— Ja ręczę za nią, że będzie miała rozum — odparł zapytany. — Wiecie ta bajka cościo to opowiadali ostatnim razem w karczmie, wszystkim pozawracałA głowy.
— Jużto bogdaj was licho wzięło kumie Dmytrze — podchwycił wesoło Szczeczuga — jakieście to ostatnią razą podpiwszy sobie niby w karczmie, zaczęli drwić i szydzić ze szlachty, że stare szerpentyny poprzerabiali na noże do sprawiania wieprzów, jakieście zaczęli dowodzić, że szlachcic bez szabli i broni wygląda jak szewc bez szydła, a kowal bez miota, toć przebóg żywy, tak sobie wzięli do serca panowie bracia, że każdy ściągnął się do ostatniego i jaką taką szablinę albo fuzyjkę wyfrymarczył na pierwszym jarmarku.
Maziarz uśmiechnął się z lekka.
— Wasze miasteczko panie Jędrzeju — rzekł zwrócony do garbarza — walne jak zawsze?
— Można się śmiało spuścić na nie!