Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dniem nowym rosła. Niepomny na wczoraj, nie troszcząc się o jutro, kontynuował dalej z świetnym zawsze sukcesem swój zawód szkolny, i tak nareście doszedł do klasy szóstej, ostatniego roku nauk gimnazjalnych. Śmierć matki rozwiązała mu do reszty ręce, odtąd należał już w dosłownym tego słowa znaczeniu sam do siebie, ostatnie pękło ogniwo, które choć cokolwiek kiełzało jego wolę.
— Jestem już zupełnie sui juris — mawiał odtąd na wszelkie przyjacielskie upomnienia.
W takim stanie zaskoczyła go katastrofa, która nagle na zupełnie inny tor popchnęła jego życie.
Młodzież szóstej klasy zaczyna już czuć i myśleć głębiej. W młodzieńczym szale i upojeniu nietrudno jednak w tej porze o jakiś krok nierozważny, który na całe życie późniejsze zgubny nieraz wywrze wpływ.
Kilkunastu uczniów szóstej klasy zawiązało się w tajne, wielkich zamiarów a małych środków stowarzyszenie. Wszyscy członkowie poprzybierali rzymskie imiona, i wszyscy do jak najściślejszej zobowiązali się tajemnicy.
Łagodny, szlachetny Juljusz, fantazujący zawsze o biednym i uciśnionym ludzie na którym zdaniem jego cała przyszła ojczyzny polega nadzieja, otrzymał imię Gracchusa, zuchwały charakter, niesforna natura Czorguta, ściągnęły mu przydomek Katiliny.
Dwa razy na tydzień zbierali się związkowi na walne zgromadzenie w rozmaitych miejscach umówionych, a każdą razą jednogłośną aklamacją zajmował Gracchus miejsce prezydenta.