i ona także jeść nie mogła. Potrawa po potrawie nietknięta schodziła ze stołu. Pomiędzy matką a synem panowało głuche milczenie: on ze spuszczonemi oczyma zdawał się liczyć kwiatki w obrusie, ona spoglądała na niego z hamowaną troskliwością.
Każde z nich wiedziało, że drugie cierpi; on swoje cierpienie przypisywał matce, ona synowi; ale żadne z nich ustąpić nie mogło. Wszak tutaj szło o całą ich przyszłość.
— Spóźniłeś się dziś bardzo, Wacławie — wyrzekła wreszcie kobieta, usiłując okolicznościowo nawiązać rozmowę.
— Przepraszam mamę — odrzekł machinalnie, nie podnosząc na nią oczu.
Zrobiła niecierpliwy ruch, który uszedł jego uwagi, a po chwili wyrzekła znowu głosem, który może bezwiednie nabierał pieszczotliwego brzmienia:
— Cóż cię zatrzymało?
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/37
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
27