Wacława, mrugnął na niego poufale, jak gdyby byli w najlepszem z sobą porozumieniu. Powoli w czasie tej rozmowy przyparł on swego towarzysza, cofającego się ciągle, aż do samego biurka pana Mergolda, i nie zważając na to, nacierał na niego coraz żwawiej, tak iż ostatnie słowo wypowiedział mu prawie w ucho.
W tej chwili jednak powrót naczelnika biura zmusił go do odwrotu i uwolnił Wacława od natrętnych pytań.
Około trzeciej pan Schmetterling opuszczał zwykle swój gabinet. Gdy otwarły się drzwi jego, wszystkie oczy zwróciły się w tamtą stronę, a wszystkie głowy pochyliły nizkim ukłonem.
Była to rzecz bardzo zwyczajna: przechodził chlebodawca, więc kłaniali mu się ci wszyscy którzy chleb jego jedli. Przecież Wacławowi zrobiło się gorąco i po-
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/30
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
20