— Siedź-że spokojnie — wołał z drugiej strony dyrektor, który już miał wchodzić na scenę.
Regina opadła na krzesło i czuła jak zimny, lekki penzelek dotykał jej ust i jak żmija wślizgał się pomiędzy wargi. Robiło jej się słabo, zdawało się że jest blizką omdlenia. Szczęściem malowanie ust trwało bardzo krótko, a pan Bulikowski, którego oddech czuła ciągle na twarzy, wyprostował się nagle po dokonaniu tej ważnej pracy i zawołał tryumfajaco:
— A co! czy nie dobrze?
— Dobrze, dobrze! — powtórzyli obecni.
Ale jemu chodziło o pochwałę z jej strony. Pobiegł więc znowu, przyniósł lusterko i trzymał je przed Reginą, oczekując widocznie podziękowania, godnego swego dzieła.
Ona jednak była już tak zmęczona, tak zdenerwowana, już tak długo przeła-
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/172
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
162