Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
112

nie. Inna na miejscu Reginy byłaby z pewnością rzuciła mu się do rąk, poddała zupełnie jego kierunkowi, prosiła o rady i nauki gdy tymczasem ona stała zafrasowana.
Chciał ją pożegnać; przypomniał sobie, że nie ma czasu do stracenia.
— Więc cóż ja mam robić? — zapytała z przestrachem.
— Alboż ja wiem? — odparł szorstko.
Łzy zakręciły się w oczach i podniosły blask czarnych źrenic.
— No! więc chcesz wystąpić? — zapytał znowu zmiękczony.
— Gdybym mogła!...
Wzruszył ramionami.
— Daję ci trzy występy — wyrzekł — Skorzystaj z nich i zdobądź sobie partyę. Ot na początek masz tego młodego człowieka, który pewno czeka na ciebie przed teatrem.
Tym razem nie zarumieniła się, ale zbladła, zaczynała pojmować. Wargi jej za-