Przejdź do zawartości

Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
236

wciskać się w już uformowane szeregi, ranić o wszystkie kolce i wszystkich udręczeń doświadczać, tak jak to dziś będzie twym udziałem.
— I cóż ztąd? ja na to ważyć się muszę.
— Dziś... tak jest, a jednak nie chciałabym, żebyś to uczynił na ślepo. Matka wyrządziła ci krzywdę, chcąc usłać drogę różami tylko bez cierni.
— Jestem człowiekiem, Teosiu...
— Co mi tam gadasz — przerwała oburkliwie — jesteś dzieciak! Ten tylko człowiekiem nazwać się może, kto sobie wystarczyć potrafi.
— Ale ja muszę...
— Wiem, że pięknie umiesz mówić, ale tu o to nie idzie; słowa nikogo nie karmią. Powiedz mi bez ogólników żadnych co zamierzasz, a ja ci powiem co o tem myślę, bo tak tracimy czas na próżno.