Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
231

Teodozya odetchnęła, jakby spadł jej ciężar z piersi.
— Więc ty ją kochasz, naprawdę kochasz? — wyrzekła.
— Kto ci dał prawo o tem wątpić?
— Kto? położenie wasze wzajemne. Regina uchodziła za doskonałą partyą, a twoja matka takiej szukała dla ciebie. Zresztą ludziom często zdaje się, że czują to, coby czuć pragnęli... Cóżby to było dziwnego?
— Moje serce nigdy nie było tak posłuszne, by naginało się i biło wedle czyich widoków. Byłbym pokochał Reginę tak samo, gdyby nic nie miała.
— Bądź spokojny, matka twoja nie dopuściłaby nigdy podobnej ostateczności.
Chciał zaprzeczyć, ale ona mu przerwała:
— Na co się zda mówić o tem, co być mogło? Czy zmieni istniejące fakty, czy nie mamy dość rzeczywistych trudności?