Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Mówił to z rodzajem chłodnej otwartości. Pozory przemawiały za nim, a jednak jakiś instynkt serdeczny ostrzegał mnie by mu nie wierzyć. Nie wiem, czy Herakliusz odczuł ten odcień subtelny, ale obejście jego stawało się coraz bardziej ujmujące, przyjazne.
— Widzę, rzekł, iż jesteś pan dzieckiem jeszcze. Cieszę się z tego: człowiek który kocha, jest zawsze trochę dzieckiem. Idalia potrzebuje serca.
Próbował przyjąć rolę ojcowską, przystającą dziwnie do jego obumarłej twarzy, do układu pięknisia i salonowca, ale pomimo trudności tej roli, nie mogłem rozpoznać czy była ona szczerą, czy przybraną. Jeśli ten człowiek gra komedyę, — gra ją po mistrzowsku. Nikt nie dopatrzy w nim fałszywego dźwięku; umie władać zarówno sobą i drugimi.
Rozmowa nasza przeciągnęła się czas jakiś. Odprowadziłem go do Maniowa, gdzie oczekiwała nas księżniczka. Potrzebowałem zobaczyć ją znowu, zobaczyć koniecznie.
Idalia była w salonie. Z balkonu pełnego drzew pomarańczowych, rozkwitłych azalij, rododendronów, dolatywała przez okna otwarte woń upajająca. Ona w białej gładkiej sukni, którą zamiast żałoby nosiła, jako ulubiony kolor zmarłej matki, siedziała w półcieniu firanek, z czołem zamyślonem, wspartem na ręku. Ślady wczorajszego smutku znikły z jej twarzy; promienna zwróciła się ku nam z półuśmiechem, z lekkim rumieńcem i wzrok jej przejrzysty zawisł na mnie. Ja byłem w stanie który trudno opisać. Czułem tylko, że drżały mi usta gorączkowo, płomiennie, że żyły występowały mi na czoło i pulsowały gwałtownie, a ona była tak spokojna, tak jednaka, tak niezmieniona, jakby nigdy jej usta nie wyrzekły mi słów wyznania, ni tego strasznego wyroku zwłoki, jakby dla niej miłość nie streszczała życia, nie pożerała płomieniem serca, — ale była jednym więcej dźwiękiem pogodnego ducha.