Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cznością, przeczuwałem wroga; wszystko w nim, uśmiech, spojrzenie, raziło mnie i odpychało.
Wieczór ten wlókł się powoli, ociężale. Daremnie siliłem się stanąć na równi jego swobody; obecność jego sama dręczyła mnie jak ton fałszywy, z wyżyn po których bujałem, ściągała mnie do sztucznej atmosfery salonów. Idalia była zamyślona, ale z właściwą sobie powagą podtrzymywała upadającą rozmowę.
Hrabia mówił wiele i świetnie; nie domyślał się, lub nie chciał domyślać niczego.
Odjechałem wcześniej niż zwykle. Długo w nocy siedziałem samotny, wpatrując się w oświetlone okna Maniowa. Ogrody nasze stykały się prawie, przedzielone tylko wąwozem. Widziałem nawet migające cienie po za błyszczącemi oknami — i rozmyślałem co mi czynić wypada. Wiedziałem wprawdzie, że Idalia mnie kocha, uważałem ją w głębi ducha za narzeczoną moją; a jednak żadne słowo z jej strony nie upoważniło mnie do urzędowego proszenia o jej rękę. Zresztą jakież do niej mogłem mieć prawo?..
Dotąd, jak ci pisałem, starczyła nam obecność, i tak mało żyliśmy w rzeczywistym świecie, że samo nazwisko Heraklusza zaledwie odbiło się o moje uszy, zaledwie wiedziałem, że on ma niejakie prawo rządzić jej losem.
Idalia miała w sobie coś tak czystego i smętnego razem, iż lękałem się obrazić ją jakiembądż słowem; czekałam aż ona sama ośmieli mnie i wyraźniej określi nasze stosunki.
Ale teraz przybycie Herakliusza zmieniło wszystko; czułem, że położenie moje było fałszywe, a nie wiedziałem w jaki sposób wyjść z niego, zgodnie z jej wolą. Trzeba mi było jednak koniecznie wytłumaczyć się z jej opiekunem i wiedzieć raz wyraźnie, że go mam przeciw sobie, bo czułem i rozumiałem, że inaczej być nie może. Pod tym względem nie łudziłem się wcale. Ale zato wie-