Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wego mieszkania, bo dotąd tylko zbierały się tu kiedy niekiedy huczne polowania.
Naprzeciwko Maniowa wznosi się wioska na drugiej górze, a skromny dworzec patrzy się oknami w okna pałacu; ogrody rozdzielone są tylko stromym wąwozem. Kupiłem tę wieś, zapłaciłem co chciano, byle natychmiast wejść w jej posiadanie. Z Krakowa sprowadziłem wszystko co mi do przepędzenia zimy potrzebnem być mogło, skrzypce moje, nuty i książki.
Parę jesiennych i zimowych miesięcy zbiegło nam w tej zapadłej stronie, jak sen rajski jednej nocy letniej. Nie dojrzeliśmy nawet zawiei, śnieżnych huraganów, nie poczuli grozy tej strasznej pory. W sercach naszych kwitła wiosna szczęścia, i głosy nadziei śpiewały nam w myśli skowronczane hymny.
Teraz z domu mojego piszę do ciebie, patrząc na światła bijące z jej pałacu, z którego wyszedłem przed chwilą. W powietrzu zdaje się drżeć jeszcze srebrna nuta jej piosnki. Piszę do ciebie rozmarzony, szczęśliwy, bo nie umiem nawet wyrazić jak niezmiernie szczęśliwy jestem. Bóg opatrzył mnie hojnie siłą cierpienia, ale i siłą użycia; nie szemrałem w chwilach bólu, a dzisiaj błogosławię go za dar ten, błogosławię każdem tchnieniem, każdem uderzeniem serca, bo słowa nie oddadzą uczuć moich.
I gdyby nawet w około nas jeżyły się niepodobieństwa, gdyby świat cały stanął pomiędzy nami, gdyby obecną chwilę i obecną miłość okupić trzeba śmiercią, męczarnią, jeszcze nazwałbym się szczęśliwym, że mi ją zaznać danem było.
Ale dzisiaj droga życia otwiera się przed nami łatwa, bez przeszkód, nieledwie codzienna. Wiem zawczasu, że jej rodzina, opiekun, wmieszają się pomiędzy nas, że spotkam drobne trudności, zawady, ale wiem także, iż jej miłość pomoże mi je zwalczyć, bez niepokoju, bez palącej troski. Ona odgadła mnie od razu, może od owej chwili,