Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na jej twarzy; jak gdyby nie znając grzechu ni pokusy, zaznała przecież cierpienie. Postać jej cała smukła, strzelista, zdawała się unosić w górę, jak gdyby własnym ciężarem nachylała się ku niebu, i tylko jej ramionom brakło skrzydeł dwojga i srebrnych piór anielskich, i tylko temu czołu aureoli, by ludzie uklękli przed nią, zapatrzeni, zamodleni.
Czy pamiętasz dobrze cudowne głowy Fra Angelica? Twarz jej była piękną jak one, a jej szczupła kibić, w długiej białej sukni, trochę wątła, trochę wązka w ramionach, przypominała najczystsze utwory zachwyconych trecentistów.
Włosy jej ciemno-blond, ni złote, ni czarne, ni kasztanowate, gładko zaczesane, obejmowały szerokie czoło i spadały na plecy niedbale w dwóch grubych warkoczach, lśniące, miękkie i ciężkie.
Głowa jej była trochę w tył przechylona, wspierała ją na złożonych rękach i tak stała, objęta ramą, rzeźbionego okna, rysując się światła na błękitnem tle horyzontu.
Ja stałem ukryty w cieniu za filarem krużganku, olśniony jej widokiem, jakby zjawiskiem cudownem, lękając się poruszyć, odetchnąć, by go nie spłoszyć, pytając samego siebie: czy rzeczywiście to była istota z krwi i ciała, istota mnie równa, kobieta. I myśl moja przylgnęła do niej, zawisła z nią wśród błękitów i stała się czystą, powietrzną jak ona.
Tymczasem odgłos zbliżających się kroków i szelest jedwabnej sukni zbudził mnie z tego zachwytu, w którym mogłem pozostać dzień cały. Kobieta niemłoda już, w wykwitnym stroju, ukazała się naprzeciwko mnie.
— Idalio! Idalio! wołała po francuzku, oglądając się na wszystkie strony z pewnym niepokojem.
— Chwilkę jeszcze, kochana pani, odezwał się dźwięczny głos z góry. Tutaj tak ślicznie, tak rozkosznie!