Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
LIST XXVI.
EDWARD DO ALBINY.

Sprawiedliwość rządzi ludźmi, Albino. Spiorunowany schylam przed nią głowę, bo czyny szaleństwa obracają się przeciw szaleńcom. Sprawdza się straszne potępienie: kto zasiał wichry, będzie zbierał burzę.
Czy pamiętasz owe Laurettę, czy pamiętasz tę przelotną burzę rozpaczy, która wplątała ją w życie moje? Od chwili gdym odnalazł Idalią, nie chciałem jej już widzieć zapomniałem prawie że istniała, że może kiedyś zmysły moje ukochały jej piękność. Od owego spotkania na koloseum, nie wróciłem więcej do swego mieszkania. Nająłem w pałacu Rospigliosi jakąś izdebkę pod strychem, by być tylko bliżej Idalii. Strzegłem ją od każdego wzruszenia, strzegłem szczególniej od wpływu i widoku hrabiego. Otaczający ją musieli mnie słuchać, rozkazywałem z piekłem w oczach. Du Barlette drżała przedemną. Odrzuciłem na bok wszystkie światowe względy, wszystko co ludzie powiedzieć lub myśleć mogli: szło o jej życie. Chciałem zrazu wywieźć ją z Rzymu: wzbraniała się, nie miała siły; to miasto ruin oczyniało ją czarem swoim. Zwołałem najbieglejszych lekarzy: nie mogli znaleźć lekarstwa na chorobę bez nazwy, której siedlisko nie było w ciele. Odeszli wstrząsając głową.
Ja jednak nie traciłem nadziei i przy fotelu na którym spoczywała Idalia, przykuta dziwną niemocą, zapominając o świecie całym czuwałem niezmordowanie.
Tak dnia jednego byliśmy na balkonie. Balkon wy-