Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

siebie. Zwolna jednak rozglądać się zacząłem w koło i zadrżałem. Traf czy fatum zbliżało nas tu znowu.
Na złomie marmuru, o kroków kilka odemnie, siedziała Idalia; ale w twarzy jej i ruchach był tak głęboki smutek, tak zupełne zniechęcenie, żem stanął na miejscu i oddech zatrzymałem w piersi, by mnie nie ujrzała, nie usłyszała przy sobie. Postać jej cała zwątlała, zeszczuplała jeszcze i nabrała przezroczystości dziwnej, stała się podobną do alabastrowego posągu. Jeśli dawniej zdawała się rozkwitłym aniołem ulatać do nieba, to teraz smukła, wiotka jak duch nie należała już prawie do ziemi.
Siedziała na złomie marmuru, głowę zmęczoną opierała na ręce i spoglądała w dal, na te dwie smutne palmy, co zdobią ogród klasztoru Armeńczyków i zdają się utęskniać i więdnąć, za daleką ojczyzną nieznaną, tak jak utęskniała ona.
Oczy jej smutne, głębokie, teraz zapadły, powiększyły się wychudnieniem twarzy, a wyraz ich był tak łzawy, tak niepocieszony, iż każdy spotkawszy je zrozumieć musiał, że już nic tutaj na ziemi, zatrzymać jej spojrzenia nie mogło, Ona sama, zabłąkana na świecie, zdawała się na szczycie. Koloseum cichym aniołem męczeństwa, ale już nie żywą istotą.
Spoglądałem na nią zdaleka zapatrzony, mierząc z przerażeniem straszne zniszczenie, jakie sprawiły w niej te długie miesiące rozłączenia, i zapomniałem naraz o wszystkiem co stało, co stać mogło pomiędzy nami. Oto byliśmy tutaj znowu razem, nieledwie ręką Bożą złącz eni bolejący, rozkochani. Czyż próżnem miało być to spotkanie, tu, w tem miejscu, ponad wszystkiem co poziome i małe?
Zapomniałem o przeszłości całej, o żalu moim i dumie; wszystko szlachetne, naraz odżyło we mnie i zbliżyłem się do niej, gotów jak dawniej uklęknąć, gotów znowu jak dawniej cierpieć z jej woli. Na szelest