Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

salonowych papug, które tak są pożyteczne i szkodliwe w umiejętnem ręku.
— Więc cóż mówią więcej? pytał niedbale hrabia.
— Mówią że w księżniczce kochał się w kraju jakiś młody człowiek bardzo bogaty, piękny, zajmujący, że kochał się szalenie i że księżniczka odmówiła mu jedynie dlatego, iż hrabia owładnąłeś jej sercem, czemu, znając go, nikt z nas dziwić się nie może.
— I cóż się stało, pytał dalej Herakliusz, dziękując znowu układnym uśmiechem za ten ostatni frazes, i cóż się stało z owym młodym człowiekiem?
— Powiadają że szaleje, że rozpacza i że to słuszna kara za to, iż podniósł oczy zbyt wysoko i śmiał się mierzyć z takim współzawodnikiem.
Lekki cień szyderstwa przemknął się po regularnych rysach hrabiego.
— Doprawdy, odparł, świat jest nazbyt surowy dla tego młodego szaleńca.
Nie dowiedziałem się końca rozmowy, bo weszli do bramy, ale usłyszałem dość, by zrozumieć dokładnie grę Herakliusza i wszystko to co dotąd uchodziło zaślepieniu mojemu. Zręczność jego zwyciężyła mą nieoględną szczerość; byłem pokonany z własnej winy. Czemu nie chciałem zniżyć się do walki z tym człowiekiem? czemu zaufałem tak bardzo jej i sobie? Zwyczajnie w walce życia bywamy pokonani nie przez wady, ale przez cnoty nasze. Czemuż zapomniałem o tem?
Czyż on doprawdy był tak blizkim celu, śmiał myśleć nawet o poślubieniu Idalii?
Ta myśl przejęła mnie zimnym dreszczem. Czy było w niej tyle prawdy, ile w innych plotkach młodego Polaka? Czy świat tylko, czy też ona sama obdarzała go swą ręką?
Ja ztąd wyjechać nie mogę, póki tego wiedzieć nie będę.