Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lałe. Wybiegłem do ogrodu, szukając samotności; gdy nagle, na przekór samemu sobie, naszedłem na Herakliusza.
Hrabia, wygodnie rozłożony w kołyszącym się fotelu, wygrzewał się jak pająk na słońcu; głowa jego zwieszała się na poręczy, a oczy wpół przymnięte zdawały się śledzić z bezmyślną rozkoszą błękitny dym wonnego cygara, który spiralnym słupem ulatywał w górę. Cała jego postawa była postawą człowieka bez troski, obojętnego na wszystko co nie jest materyalnem użyciem, nie dręczonego żadną głębszą myślą, żadnem uczuciem lub namiętnością. Zatopiony w rozkoszach far niente, spoglądał zadowolonym wzrokiem na piękny krajobraz, na czyste niebo, na wykwintne kwiaty ogrodu, ułożone w różnowzory kobierzec. Duch jego zdawał się, jak ciało, używać doskonałego spoczynku. Nadszedłem i zawahałem się chwilę; nie chciałem przerywać mu tej ciszy, a bardziej jeszcze nie chciałem pokazywać mu swej zmienionej twarzy.
Ale jego bystre, przymglone oko spostrzegło mnie, choć nie zdawało się obejmować promieniem spojrzenia. Skinął mi głową z przyjazną poufałością, na znak powitania, i razem wyciągnął rękę z otwartą cygarniczką.
Nie mogłem odsunąć się bez nie grzeczności, lub zwrócenia uwagi. Zbliżyłem się i zapalając cygaro, chciałem dać rozstrojonym rysom czas powrócenia do normalnego stanu.
Jednak nic nie uszło niedbałej przenikliwości jego.
— Widzę, rzekł z właściwym sobie uśmiechem pół dobrodusznym, pół szyderczym, spoglądając na różę, którą machinalnie zerwałem, przechodząc i cisnąłem w palcach, widzę żeś się pan przekonać musiał o kolcach u każdej róży.
W istocie, kwiat który trzymałem, miał ostre kolce, które do krwi prawie wpijały się w ręce moje zaciśnięte. Rzuciłem go z gniewem, jakbym nie rozumiał ukrytego tych słów znaczenia.