Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bym po cierpieniach i głogach wiódł ją na życie walk i burz.
Niech śni jak dawniej, niech marzy i roi, niech zrobi ze mnie niewolnika swego: potrafię wszystko przenieść, bylem patrzał na pogodę jej czoła, byle znów uśmiech wrócił na jej usta, byle znów mogła być taką jak wczoraj.
Rozumowania twoje są słuszne, Albino, a jednak ja ich posłuchać nie potrafię. Przeciwko nim staje nieprzeparta logika namiętności i zwycięża. Ja nie mogę być innym niż jestem, inaczej kochać niż kocham, a jeśli nie przetworzyła jej miłość sama, ja nie mam prawa narzucać jej mojej wiary, chociaż mam przekonanie że w niej tylko jest zbawienie, nie mam prawa rozrządzać jej duchem i urabiać go wedle pojęć moich. Wszak każda istota powinna mieć zostawioną wolność sumienia i myśli. Ja nie chcę, nie mogę przez walki i cierpienia przetwarzać jej moralnego jestestwa.
Czy nie mam słuszności? osądź sama, ty co umiesz wszystko pojąć, wszystko zrozumieć, ty z najwyższą inteligencją jaką zaznałem, z najgorętszem, z najczystszem sercem, osądź sama.




LIST XII.
ALBINA DO EDWARDA.

Nie, nie masz słuszności, Edwardzie, powtórzę ci to po tysiąc razy. Daremnie stroisz się w szaty rycerskości;