Strona:Wacek i jego pies.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mikuś długo walczył ze sobą. Nie wiedział, co ma robić.
Do południa leżał przed bramą gajówki albo na ganku, strzegąc domu.
Po obiedzie wraz z Wackiem pędził konia, krowę i kozę na pastwisko.
Kiedy powracał z nimi do domu, słońce już zapadać poczynało za puszczę i rzekę.
W tym samym czasie z rewiru powracał gajowy z Norą.
Mikuś pełną piersią wdychał woń, którą przynosiła z sobą.
Podobnych zapachów nie czuł w pobliżu domu ani na polanie.
To go złościło.
Zezem patrzał wtedy na Norę, a w głowie rodziły mu się złe myśli.
— Taka stara i niedołężna! Co w niej dobrego upatrzył gajowy? Co widzą w puszczy mętne już oczy sędziwej suki? Ja bym wypatrzył w kniei wszystko, wszyściuteńko, co się nie śniło nawet Norze.
Wreszcie nie wytrzymał.
Pewnego razu o świcie, kiedy Nora jak zwykle pobiegła truchcikiem w stronę rzeki, kulejąc lekko i pojękując, Mikuś przeczekał trochę i bez hałasu pobiegł jej tropem.
Wkrótce ujrzał ją i zdumiał się.
Nie poznał Nory.
Wydała mu się całkiem inna. Stara i doświadczona, w puszczy zmieniła swój wygląd. Szła