Strona:Wacek i jego pies.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy Mikuś najadł się pozostawiając trochę jadła, kotka przysiadła się do miski i wykończyła resztki.
Żeby inne zwierzę śmiało jeść z jego miski?!
To nie mieściło się w głowie kundla.
Kotka oblizując się i mrucząc weszła tymczasem do budy, gdzie już leżał Mikuś.
Umywszy sobie pyszczek, umieściła się pomiędzy przednimi łapami Mikusia, zwinęła się w kłębek i usnęła.
Mikuś wybałuszonymi ślepiami przyglądał się białej kotce leżącej przed nim.
Był zły na siebie, czuł odrazę do bezczelnej kotki i drażniła go myśl, że wciąż jeszcze nie wie co ma z nią zrobić.
W tej właśnie chwili kotka przeciągnęła się rozkosznie i szeroko rozwarła zielone oczy.
Długo przyglądali się sobie — pies-wilk i biała, drobna kotka.
W końcu przysunęła się ona bliżej do Mikusia i znowu usnęła.
Wtedy pies zrozumiał, że kotka jest pewna, że on jej nie tylko nie skrzywdzi, ale obroni i otoczy opieką.
Wszystko to ujrzał Mikuś swymi żółtymi, wilczymi, ślepiami, w zielonych oczach białej kotki.
Pochylił ku niej łeb, powęszył i nagle merdnął ogonem.
Od tej chwili kotka pozostała w Mikusiowej budzie.
Nie zawadzała mu i nie naprzykrzała się nigdy.