Strona:Wacek i jego pies.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Od tej nocy matka wołała na niego — War!
I teraz czający się za sosną wilczek w skowycie wilczym posłyszał chrapliwe wołanie:
— War.. War... War...
Nie wiedział na razie co ma robić.
Pędzić do matki, czy być na ostrożności?
W tej właśnie chwili dobiegł go z lasu powiew wiatru.
Zaszumiały i rozkiwały się świerki.
Poruszyły i zgrzytnęły suche badyle i gałązki krzaków.
War pochwycił natychmiast zapach zwierza.
Nigdy go nie widział. Za to jadł jego mięso. Niedawno przyniósł spory jego ochłap stary basior z łowów. Dobre było! Może najlepsze z tego, co kiedykolwiek jadł.
Teraz zwierz, mający takie dobre mięso, zbliżał się szybko w jego stronę.
War domyślił się, że matka goni zwierzę i woła do pomocy sobie syna.
Wilczek wytknął głowę ponad leżącą kłodę i patrzał.
Wkrótce ujrzał piękne zwierzę. Miało ciemno brunatne futro na grzbiecie, białe — na brzuchu i nogach. Szerokie, łopaciaste rogi kołysały się nad potężnym łbem. Z pyska spadały płaty biafej piany. Spod ostrych racic wylatywały grudki śniegu i mchu.
War nie wiedział, że był to łoś — potężny mieszkaniec puszczy. Odważał się on walczyć nawet z niedźwiedziem.
Pędził wprost na kryjówkę Wara.