Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/477

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XV.

Gdy nazajutrz opowiedział przyjaciółkom o zajściu z komendantem, straciły odrazu humor.
— To się na nas skrupi… Zobaczysz! — powiedziała Kate.
— Dlaczegóż na was?… Nie widzę powodu…
— Dlatego, że zawsze wszystko na nas się skrupia. Już ja wiem…
— Owa!… Co nam zrobią… My nic nie robimy, to i nam nic nie zrobią!… A co my robimy?… Niech powiedzą, co!? Jeżeli ja pojechała w Sajgonie z Joubertem, to im nic do tego… To było za parostatkiem… Ja dorosła… ja wolna. Albo nie!… Niech pan powie!? Co!? — dowodziła krzykliwie Sara.
— Lepiejby było, gdybyś zrobił to przez tego swego hrabiego z pierwszej klasy!… — wtrąciła Kate.
— Skąd wiesz, że on hrabia?
— Bo tu był!… — odrzekła, płoniąc się zlekka.
— Poco?