Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/446

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szę mię przenieść… Takie są prawidła i jestem w porządku!
Rzucił złoto na kołyszący się stół.
Oficer spojrzał nań z pod oka, chwilę pomilczał, poczem pieniądze policzył i rzekł:
— Dobrze. Niech pan idzie! Wydam odpowiednie rozporządzenie!…
Gruby maître d’hôtel ze złotym łańcuszkiem poznał Różyckiego natychmiast.
— Dlaczego pan nie zwrócił się do mnie?… Kosztowałoby pana znacznie taniej!… — wyrzucał mu z drwiącym uśmieszkiem.
Wskazał mu najgorszą kajutę, obok okrętowej łazienki i w pobliżu parostatkowych śrub. Ale ponieważ kajuta była zupełnie pusta, dość schludna i chłodna, więc wydała się Różyckiemu wspaniałą. Wyciągnął się niezwłocznie na czystej pościeli, chorą rękę na poduszkach ułożył i zamknął oczy.