Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/387

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

moją historję… I o sobie opowiedział wszystko… Przylgnęliśmy do siebie. Chciał mię wykupić… Kazał się u „starej“ wypytać, ile zażąda. Za dużo chciała… Więc postanowiliśmy uciec… Za pieniądze wszędzie dużo można zrobić. Powoli pozyskałam sobie służbę, ubranie męskie dostarczył mi Will… Nareszcie razu pewnego wyszłam z nim niepostrzeżenie, od tylnego korytarza… W sieni płaszcz na mnie narzucił i uprowadził… Tegoż dnia wsiedliśmy na parostatek i odpłynęli. Will wziął umyślnie miejsce aż do Szan-chaju. Tu nam minęło kilka lat jak w raju. Nigdy mi słowem nie wspomniał o tem, co było. Tu chłopiec nam się urodził. Wykapany Will. Rósł zdrowo, rumiany, jasnowłosy. Do szkoły posyłać go zaczęliśmy. Mądry był. Nauczyciel bardzo go chwalił. Aż raz nie wrócił Will z doków o zwykłej porze, a przyszli stamtąd ludzie i powiedzieli, że zabity… Spuszczali okręt, źle go jakoś pokierowali, mój dostał się pod walce i zgniotło go na miazgę. Myślałam, że oszaleję. Chłopiec mię od tego uratował. Musiałam żyć, musiałam pracować, myśleć o nim. Will tak go kochał. Postanowiłam sobie, że musi zostać człowiekiem wykształconym, dobrym dżentelmenem, jak ojciec… Will chciał, aby był dżentelmenem! Wiedziałam o tem. Ale czy dużo mogłam igłą zarobić!?… Dopóki było trochę w domu gotówki, zaoszczędzonej oraz zebranej ze sprzedanych niepotrzebnych już sprzętów, tom końce z końcami wiązała. Ale rychło nie stało ich… Wtedy…