Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/367

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Może panu dolać wody do wina — pyta uprzejmie czlowiek-ljana małego artylerzystę, zatrzymując rękę z karafką nad jego szklanką.
— Ślicznie dziękuję — krzyczy ten z udanem przerażeniem. — Lękam się, że dla pana zostanie za mało!
— Istotnie nie mogę pić czystego wina. Mam od tego zawrót głowy! — odpowiada poważnie człowiek-ljana.
— Cha, cha! Zawrót głowy! My też mamy zawrót, ale czego innego — raczej nie zawrót, a wywrót… kieszeni! Doprawdy, nie kłamię!
— Wody zbyt dużo wokoło! Kto słyszał lać ją w siebie…
— Marynarz szczery boi się wody w środku… Od tego idzie się na dno! Spirytus o wiele jest lżejszy!…

De ce vieux vin
Calme la soif, qui dévore!

— Hej, panie bufetowy, moja butelka już pusta!
— Sapristi! Joubert! Joubert!… Czego siedzisz smutny?
— Bo ona się focha, bo ona nie kocha! — wzdychał urwis, kiwając głową w stronę Kate.

Embrasse moi, Ninette, embrasse-moi!
Remue tes gambettes,
Ninette, Ninette!

zwrócił się nagle do Angielki i patetycznie wyciągnął do niej ręce.