Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
I.

Jako delegat Akademji Nauk, Michał Różycki miał prawo do bezpłatnego przejazdu na parowcach Floty Ochotniczej i nawet… pierwszą klasą. Czarny kadłub jednego ze statków Floty kołysał się właśnie w porcie opodal od brzegu, poza tłumem różnobarwnych i różnokształtnych okrętów Wschodu i Zachodu.
Oparty o kamienną balustradę bulwaru, Różycki stał pochylony naprzód i patrzał w tę stronę. Był to człowiek nie pierwszej już młodości, brzydki, niepozorny, z nosem, jak ogórek, z konopnym, kozim zarostem dokoła ust szerokich, śmiesznych, jak dziób wrony. Wielka głowa w wytartym, korkowym hełmie niewiele wystawała ponad balustradę; czarny surdut fatalnie marszczył się na wątłej, jakby skulonej figurce, a krzywiznę małych nóżek źle maskowały szerokie spodnie nieokreślonego koloru, zdradzające mnogie przygody i czujną troskę właściciela o ich… całość.
Jedyną ozdobą tej więcej niż skromnej po-