Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dopiero przy obiedzie, w wesołej pogawędce, nie zatruwanej już obecnością konsula, dowiedziałem się, co oznaczała owa wyprawa na przedmieście Kiu-kianiu.
— Tam mieszkał słynny poeta chiński Chaky-laky-teu. Dom jego przed wiekami stał właśnie na tem miejscu, gdzieśmy się zatrzymali…
— Chiny są macierzą naszej kultury. Cały Wschód szanuje je i miłuje, jak wy wasze Włochy i Grecję! — pouczał mię poeta. — To nic nie znaczy, żeśmy wydali im wojnę i walczyli z niemi niedawno! — dodał żywo, spostrzegłszy na mej twarzy powątpiewanie. — Chiny śpią, jak spała niedawno Japonja. Przez swój zastój i bezruch wstrzymują rozwój innych państw. Walka Japonji z Chinami o Koreę była walką o reformy w Korei… Młodej Japonji potrzebne są w sąsiedztwie państwa rozbudzone, postępowe… Jedynie opierający się wzajem o siebie sojusz takich państw będzie w możności oprzeć się zaborowi Zachodu… Sam Zachód, nie wojenny i kupiecki, lecz ludzki, humanitarny Zachód — może tylko zyskać na przebudzeniu się Wschodu…
Do późnej nocy gawędziliśmy o tych wzniosłych materjach. Poeta snuł przede mną marzenia „Młodej Japonji“ o Stanach Zjednoczonych Wschodu, które siłą swej powagi i potęgi urzeczywistnią sny ludzkości o wiecznym pokoju, o braterstwie ludów, o panowaniu sprawiedliwości i równości… Słowem o złotym wieku, gdy: