Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niała gorąco z dumą góralki i spółziomki pokrzywdzonej pani.
Rozmowa zeszła na zwykłe lamenty na nieprzychylność mieszkańców Tomari dla przybyszów, dla wszystkiego, co się od nich różni, na ich zaściankowość i zacofanie.
Ale gdy Teruci poszła po sprawunki do miasta i Misawa została sama, nie mogła dłużej zwalczać swego niepokoju i upadła twarzą na ręce, położone na matach.
Co stało się, co zaszło tutaj parę kroków od niej w tę noc okropną!… Niema wątpliwości, że zginął, ale jak? Z czyjej ręki!?…
Twarda, oschła twarz starszego Inotsuke wypłynęła znowu przed jej zamkniętemi oczami, a z poza niej wyjrzało rozgorączkowane i smutne oblicze Takeo…
Tak, tak!… Niema wątpliwości!… Zrobili zasadzkę, schwytali go i zamordowali… Uprowadzili gdzieś daleko — nagiego, drżącego z zimna, wrzucili do morza, aby ukryć ślady lub zakopali w ziemi…
Zginął, zginął przez nią i dla niej straszną śmiercią!
Lecz natychmiast odepchnęła to przypuszczenie… Było zbyt okropne!… Zresztą: oniby przyszli i do niej… Mieli prawo… Powinni byli przyjść, gdyż inaczej odpowiadali za morderstwo Noja, jak za zwykłą zbrodnię! Wiedziała o tem… Nie, to prosty przypadek, nieszczęśliwy zbieg okoliczności… Nojo usłyszał pewnie szelest