Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

druga podobna szabla, ale krótsza i bez gardy — słynna „wakizaszi“, na której ostrzu spoczywa honor „samuraja“. Pod niemi białe jedwabne rapcie z kutasami… Jokojama pobożnie wyjął długą szablę bojową i zlekka spróbował, jak chodzi w pochwie. Poczem podał ją oburącz bratu, pieczołowicie, jak dziecko. Takeo pochylił głowę i przyjął ją, wciągając głęboko powietrze. Następnie ruchem pewnym wyciągnął ją do połowy. Błyszcząca, jak woda czysta, niebieskawa klinga zmierzchła natychmiast od ludzkich oddechów.
Jokojama nie odrywał od niej rozgorzałych oczu.
Gdy Takeo wsunął ją napowrót i położył na kolanach, Jokojama zaszeptał uroczyście:
— Życie ludzkie ma swoje przykrości! Ci, którzy się zeszli, muszą się rozejść… Kto urodził się, musi umrzeć… Masz prawo za sobą!… Pozwala ono zabić, ale tylko razem… Wprawdzie oni pokrzywdzili cię, naruszyli twoje zaufanie, ale to mógłbyś przebaczyć… Nie dla zemsty wszakże twojej oni ukarani być winni, lecz dla przykładu, aby wiarołomstwo nie uchodziło płazem, aby duch narodu nie karlał!… Męstwem jest wykonać to, co jest słusznem!… Tem stoi ojczyzna nasza!
Pomilczał chwilkę.
— Słuchaj, Takeo, miecz, zdaje się, jest tępy i trzeba go będzie pociągnąć na kamieniu, ale