Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiedziała wesoło Teruci, poprawiając ostatecznie posłanie pani.
Misawa zrzuciła kimono i wyciągnęła się na nim, mając jedynie dokoła bioder zwykłą, ognistą przepaskę kobiet japońskich.
Starzec zrzucił zwierzchnie ubranie i zbliżył się ku niej na klęczkach. Na twarzy pozostawił chustę, aby nie kalać młodej kobiety „zatrutym i umierającym“, jak mówił, oddechem starca. Wydał się Misawie jakimś smuklejszym i bielszym, niż zawsze, lecz było to zapewne złudzenie, wywołane migotaniem świecy…
— Co tam tak dmucha? Przestaw ją na inne miejsce, Oszidori!…
Oszidori wymacał wyciągniętemi rękami lichtarz na podłodze i odstawił go w kąt jeszcze dalszy, dokąd już nie przesiąkał wiatr morski, poczem znów podpełzł do młodej kobiety i pochylił się nad nagiem jej ciałem.
Misawa oparła szyję na podstawie wezgłowia, odchyliła wtył głowę i zamknęła oczy. Gdy dłonie starca przeszły wzdłuż jej ciała i dotknęły piersi, drgnęła.
— Jakże gorące masz dziś ręce, Oszidori!…
— To od kataru!… — odszepnął starzec.
— Opowiedz, co słychać nowego w mieście!…
— Nowin mało. Najważniejsza chyba ta, że trzpiot Nojo już nie będzie niepokoił więcej nikogo, o pani…
Młoda kobieta poruszyła się, aby ukryć po-