Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w barwnych strojach. Przejeżdżali na koniach wyniośli „dajmiosi“ z orszakami zbrojnych wasali w rogatych przyłbicach i czarnych pancerzach, zwisających z ramion, niby skrzydła górskiego orła. Przechodzili „samurajowie“ w krótkich płaszczach i płaskich kapeluszach, z dwiema szablami za pasem i spojrzeniem ostrem, jak rzuty strzał. Przechodzili bogaci kupcy w otoczeniu sług i biedni przekupnie z koszami na długich nosidłach. Przechodzili śpiewacy wędrowni, wędrowni rzemieślnicy i artyści, a każdy we właściwym mu stroju, z właściwym mu herbem i znakiem, wyszytym na połach lub plecach odzieży. Przesuwały się z twarzą nawpół zakrytą, niesione przez licznych lektykarzy w ciężkich „kango“, kobiety delikatne, jak cieplarniane kwiaty. Przechodzili kapłani w żółtych, białych lub liljowych szatach. Szli na uboczu pogardzani „eta“. Ostrożnie prześlizgiwali się straszni „roninowie“ z opuszczonemi na twarz przyłbicami wielkich kapeluszy, z ręką, spoczywającą niezmiennie na głowicy wiernego oręża…
Ale nadewszystko licznie płynął tędy od wieków tłum tych samych, co i dziś, wieśniaków, w stożkowatych, ryżowych kapeluszach, albo wprost w podwiązanych na głowie błękitnemi chustami, w sinych, barwionych indygiem, koszulach, w bawełnianych nogawicach, naciągniętych obciśle na silne, żylaste nogi… Ztyłu za nimi szły ich ogorzałe kobiety z parasolami w ręku, z węzłami lub dziećmi na plecach.