Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wśród przedziwnego szafiru mórz rzucona została przez przyrodę ławica ciemnych skał wulkanicznych. Olbrzymia ławica, 3.800 wysp, 400.000 zgórą klm. kwadratowych przestrzeni. Wyciągnęła się półkolem długim 800 mil, szerokim zaledwie 130 mil w miejscu najszerszem, wyciągnęła niby szaniec niezmierzonego lądu azjatyckiego, broniący dostępu falom dwóch oceanów: Spokojnego i Indyjskiego oraz przeraźliwym ich wiatrom. Przecudne, kwieciste ogrody i pola, od ogrodów nie gorsze, wieńczą stopy ogniowych, jakby przydymionych opok, podtrzymujących stożki spękanych kraterów, wzdymających się niekiedy na 8 — 10.000 stóp nad poziomem morza. Potoki, rzeki całe szmaragdowych lasów spływają po ich granitowych i porfirowych bokach. Na czubach bieleją gdzie niegdzie przez rok cały srebrne płaty śniegu i wciąż prawie drzemią chmury. Z tych śniegów i chmur oraz z powstałych z nich górskich jezior spadają z łoskotem nieprzeliczone wodospady.