Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ferapont Siemionycz... tutaj napisane na jednej „z pozwoleniem cenzury“ i ona po rusku, ale powiedziane w tytule „Socjalnaja dynamika“. Czy ją wziąć?... — pytał starszy policjant.
— Ba, jeszcze się pytasz?... Brać, wszystkie brać, ruskie, czy nie ruskie!... Dynamika — mała rzecz!... On tu bomby, widzę, fabrykować zamierzał!... Bezwstydnik! Ot, powiedziane poprostu „socjalnaja dynamika“ i nawet tego nie chowa!... Gagatku!... Poczekaj, pokażą ci, gdzie raki zimują!... Już moja w tem głowa. Wygodzą ci!...
— Niech mu pan daruje, młody!... — mruczał stróż.
— Niech go pan nie bierze!... — prosiła stróżka, rzucając się i przyciskając usta do włochatych rąk Worobjewa. Stróż kłaniał mu się nisko i obejmował za nogi.
— Matko, ojcze! — wołał nadaremno Józef.
— Niech go pan puści!...
— Acha, teraz to w pokorę!... Podłe polskie dusze; nagrzeszyli, a cierpieć za grzechy nie chcą; od sprawiedliwości chcą się uchylić... Nic z tego, trzeba było lepiej syna chować!... Teraz, kiedy on wpadł w błąd, sami powinniście byli na niego donieść i prosić władzę, aby go przez karę z grzechu oczyściła. Tak przystało prawo; wiernemu chrześcijaninowi, ale wy katoliki nie rozumiecie tego, wy byle okpić i Boga, i ludzi... Opłatek cieniuchny zamiast prosfory dajecie... a przecie powiedziano jest, że Zbawiciel chleb łamał, a nie opłatek żaden z apostołami, mówiąc: