Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Gawar, Józef... Przestań na chwilkę filozofować... — zawołał wtedy poczciwiec, kierując się w kąt pod piecem, gdzie Rodkiewicz w towarzystwie swych zwolenników oblegał Gawara.
— Ależ wcale nie miałem zamiaru ani poniżać rozumu, ani nawet umniejszać jego znaczenia! — bronił się ten. — Mówię tylko, że i uczuciu się coś należy, bo przecie bronimy i dobijamy się tego, co kochamy...
— Tak, ale z zimnem i bezlitosnem wyrachowaniem — nastawał Rodkiewicz. — Patrz, jak to robią... nasi zachodni sąsiedzi!
— Ba!... Masz kogo stawiać nam za przykład, cały świat ich nienawidzi!...
— To nic. Oni jednakże kwitną!...
— Dziękujemy...
— A Września...
— A Kroże...
— Nie chcemy ani tych, ani tamtych...
Zaszumiało wśród młodzieży; lecz natychmiast umilkli, rozstępując się grzecznie przed Zosią, zmierzającą ze szklanką herbaty i krajanką chleba na tacy ku Gawarowi. Pan Zawadzki szedł za nią i popychał ją zlekka przed sobą.
— Chłopcze, nie samym duchem... Pamiętaj, że w zdrowem ciele...
Chłopak ukłonił się i cokolwiek zmieszany brał z tacy pokarm, podawany przez zarumie-